Zabieramy się z załogą do pracy, wysyłamy oferty, szukamy kontaktów do osób decyzyjnych, gdyż te, które poznaliśmy w zeszłym roku już nie pracują. W końcu docieramy tam gdzie trzeba i po wymianie dziesiątków maili otrzymujemy odpowiedź "nie jesteśmy zainteresowani", co oczywiście nas nie dziwi lub "jesteśmy zainteresowani ale jak Wasi artyści będą bardziej światowi" co też nas nie dziwi. No ale czasami jednak uda nam się "dogadać" i z radością oczekujemy zaangażowania w promocje. Niestety, poza umową, która zawiera kilkanaście stron z żądaniami przekazania niemal wszystkich biletów dla słuchaczy, umieszczenia dmuchanych reklam, jak na zawodach balonowych, otrzymujemy w zamian kilka zajawek ustnych, podczas których rozdawane są Nasze cenne wejściówki. Potem jeszcze trzeba napisać obszerne sprawozdanie jak po dożynkach i co?

I na szczęście nastąpił rozwój internetu. Oto przykład. Kilka lat temu próbując promować w mediach niszowe lecz ogólnopolskie przedsięwzięcie postanowiłem zainwestować niemałą kwotę kilkunastu tysięcy złotych w tygodniową reklamę niewielkiego baneru, na pewnym znanym portalu informacyjnym. Reklama ruszyła i to byłoby poza otrzymaną fakturą na tyle. Kilkanaście przekierowań na kilka milionów zakładanych. Nauka nie poszła jednak w las, gdyż natychmiast zainwestowałem równe 100 zł netto w całomiesięczną reklamę baneru głównego na portalu też ogólnopolskim, ale skierowanym do określonej subkultury, by nie używać słowa target. Efekt? Kilkadziesiąt tysięcy przekierowań miesięcznie. Ile osób zaangażowane było w ten portal? Chyba dwie. No i pięknie.

Dziś z pełną radością i szacunkiem współpracuję tylko z lokalnymi i niszowymi mediami, mając gwarancję, że treść trafia tam gdzie trzeba i podawana jest przez osoby kompetentne. Nowe media powstają jak grzyby po deszczu i są jak pyszne piwo z równie szybko rozwijających się lokalnych mini browarów. Dbają o lokalnego i konkretnego odbiorcę, który chce usłyszeć trochę więcej, niż to co serwują mu media ogólnopolskie. Dziennikarze lokalnych i niszowych mediów może i nie są gwiazdami, ale z pasją i wielkim zaangażowaniem wykonują swoją pracę. Są niewidoczni, nieznani, ale zawsze na posterunku i wierni sprawie. Współpraca z nimi jest mniej skomplikowana niż kupno biletu tramwajowego. W wielu przypadkach nie ma nawet umów bo liczy się kultura i zaufanie. Nikt przecież nie przyjdzie napić się piwa z mini browaru, jeśli nie zarekomenduje go inny znajomy. Aktualnie współpracuje z kilkudziesięcioma portalami tematycznymi, lokalnymi stacjami radiowymi oraz gazetami. Ostatnio rewidowałem zeszłoroczne 'umowy" współpracy. Zajęło mi to 45 min i tego samego dnia otrzymałem pozytywne odpowiedzi poza jedną. Odpisali po tygodniu, że nie są zainteresowani, ale o nich już zapomniałem. Z pozostałymi spotkamy się na piwie w jednym z niszowych, lokalnych browarów.